🐻 Miasto Przestrzeń Przyjazne Czy Wrogie Człowiekowi Rozprawka

Skąd Wzięła Się Nazwa Galapagos. Ta marka odzieży do jogi i lekkoatletyki jest zabawna — ale to naprawdę jej zakres, mówi biznes insider., nazwa została wymyślona przez japońską firmę. Karol 22 grudnia 2011 23 grudnia 2011 australizmy 4 komentarze. Galapagos. Żółwie na wyspie Santa Cruz Otwarty Przewodnik Krajoznawczy from www.krajoznawcy.info.pl Nazwa „numizmatyka Przykładowa Rozprawka Egzamin Ósmoklasisty Cke. W maju 2021 r., przystąpiło 357 060 uczniów viii klasy szkoły podstawowej, czyli ok. Przykładowa rozprawka keyword, show keyword suggestions, related keyword, domain list. Matura 2020 Język polski podstawowy ODPOWIEDZI I ARKUSZ CKE. Co było from dziennikbaltycki.pl 204 Miasto – przestrzeń wyobraźni i reprezentacji PRZEGLĄD KULTUROZNAWCZY NR 2 (8) ROK 2010 omówienia Dominika Turkowiak i rozbiory jekty, a także „wyobraźnia”, która drzemie w mieszkańcach. Dzięki różnorakim „wyobraźniom” Nie-szczerzewska buduje spójną opowieść, nar-rację miasta nowoczesnego i ponowoczes-nego. Przestrzeń publiczna jest natomiast przestrzenią wspólną, przestrzenią ku której wykraczamy, przełamując swoją przestrzeń osobistą: to przestrzeń życia społecznego, debaty i społecznej użyteczności. Dobrze symbolizuje ją kolejne angielskie określenie, a mianowicie „public square”, czy te ż greckie s łowo „agora”. 10.11.2021 12:46. Miasta Przyjazne Ludziom. Niespodzianka na szczycie polskiego rankingu. 75. Znany jest najnowszy ranking Miast Przyjaznych Ludziom, który opracowuje "Forbes". Różnice pomiędzy czołówką są minimalne, a coraz wyższe wskaźniki dowodem na to, że poprawia się komfort życia w Polsce. Zwycięzca rankingu może zaskakiwać. Według dr Desperak szczególnie powinno się zwrócić uwagę na łatwo dostępną komunikację miejską, bezpieczeństwo oraz umożliwienie uczestnictwa w zajęciach, które zachęcą osobę starszą do wyjścia z domu. Z kolei dr Agnieszka Labus, architekt i urbanista z Politechniki Śląskiej, zwraca uwagę na obszar mieszkalnictwa. Teza: Miasto jest przestrzenią dynamiczną: pozostaje w ciągłym ruchu i stale podlega przemianom. Taka przestrzeń jednak nie stwarza poczucia bezpieczeństwa człowiekowi - wręcz przeciwnie, może być nieprzyjazna i wroga. Życie w mieście wiąże się z licznymi trudnościami i zagrożeniami. Miasto dobrze zaprojektowane. Przestrzeń publiczna traktowana jest jako miejsce spotkań, komunikacji, dialogu między ludźmi. Ulice, skwery, parki, podwórka, dachy budynków to obszary, w których ludzie mogą nawiązywać i podtrzymywać relacje międzyludzkie. Dobrym przykładem miejsca sprzyjającego spotkaniom i komunikacji między Miasto-ogród jako przestrzeń zamieszkania, pracy i rekreacji 79 wyobrażał sobie, że miasto – jako organizm technicznie skończony, o kontrolowa- nym wzroście ludności, z zielonym HsedFx6. Dom to nie tylko ściany. Pojęcie to można rozumieć także w sposób szerszy, przenośny. Oznacza wtedy ono przestrzeń, w której żyjemy – jej cechy, postaci domowników i wartości przejawiające się w niej. Dom wykracza więc poza swe materialne ograniczenia, co postaram się udowodnić poniżej. Nawet najpiękniejsza konstrukcja, wzniesiona z najtrwalszych materiałów i ozdobiona najbardziej efektownymi dekoracjami stanowi jedynie surowy wytwór rąk ludzkich. Zimne ściany nabierają indywidualnych cech wraz z obecnością człowieka, który kształtuje miejsce swojego życia, nadaje mu niepowtarzalny, wyjątkowy charakter. Dom (w sensie miejsca zamieszkania) staje się wtedy sceną codziennych rytuałów, przestrzenią wypełnioną wartościami obecnymi w życiu jego mieszkańców. Kiedy ktoś z utęsknieniem wyraża się o swoim domu, można być niemal zupełnie pewnym, że myśli o najbliższych i miejscu ukształtowanym w taki sposób, by odpowiadać jego potrzebom i pragnieniem. Ludzie z łatwością dostosują się do nowych warunków mieszkaniowych (np. w czasie wyjazdów, podróży itp.), lecz wciąż tęsknią za swoim domem – nawet wówczas, gdy nie jest tak piękny, jak miejsce, w którym obecnie przebywają. Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów tego, w jaki sposób dom odzwierciedla cechy właściciela jest dom Muminków. To miejsce przyjazne, gościnne, w którym każdy może znaleźć schronienie i pomoc. Ciepło bohaterów serii książek Tove Jansson znajduje odbicie w przestrzeni ograniczanej przez ściany budynku. Jednak to nie wszystko – miejsce ich zamieszkania pełne jest także tajemnic i zastanawiających zakamarków, jakie nierzadko umożliwiają przeżywanie wspaniałych przygód. Chociaż Muminki odbywały wiele podróży, zawsze z radością powracały do domu – miejsca bezpiecznego i wypełnionego miłością. Myślę, że w naszym życiu sytuacja wygląda podobnie. Nawet najpiękniejsze i robiące olbrzymie wrażenie miejsca nigdy nie zastąpią przestrzeni, z którą jesteśmy związani emocjonalnie, czyli domu z tworzącymi go domownikami i wartościami. Rozwiń więcej Dostałem 53% z matury podstawowej z języka polskiego. Odwołania nie przyniosły żadnego skutku. W toku korespondencji z Centralną i Okręgową Komisją Egzaminacyjną udało mi się jednak odkryć coś, co obnaża, jak źle funkcjonujące są to instytucje i gdzie znajduje się luka, umożliwiająca prześladowanie konkretnych uczniów. Modus operandi Co czyni mnie osobą upoważnioną do krytyki matury z języka polskiego? Chyba najprostszą odpowiedzią będzie wskazanie mojego wyniku z rozszerzenia z tego samego przedmiotu. Dostałem 90%. To uplasowało mnie w 97 centylu (czyli tylko 3% maturzystów miało lepszy wynik ode mnie), a i tak straciłem punkty wyłącznie za błędy leksykalno-stylistyczne, nie zaś merytoryczne. Tak, podstawowa matura z polskiego okazała się dla mnie „trudniejsza” niż matura z rozszerzenia. Dlaczego mój wynik powinien kogokolwiek interesować? Po pierwsze dlatego, że podobny los może podzielić każdy, kto podchodzi do matury. Również uczeń naszej szkoły. Po drugie, jest to dowód na to, jak nieudolnie działa system reprezentowany przez Centralną Komisję Egzaminacyjną. Niniejszy artykuł kreślę więc ku przestrodze tym wszystkim, którzy postanowią podejść do matury i którzy nie będą chcieli ponieść kary za… niewinność. Ofiara Ze względu na ułatwienia „covidowe”, w tym roku w arkuszach czekały na nas trzy tematy pracy pisemnej zamiast dwóch. Otrzymaliśmy, jak zawsze, jedną interpretację wiersza, a także dwa tematy rozprawek. Wierszem okazał się „Strych” Beaty Obertyńskiej; pierwszy temat rozprawki dotyczył stosunku ambicji do osiągania zamierzonych celów, na podstawie „Lalki” Bolesława Prusa, natomiast drugi temat brzmiał jak niżej: Temat 2. Miasto – przestrzeń przyjazna czy wroga człowiekowi? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do fragmentu Ziemi obiecanej Władysława Stanisława Reymonta oraz do wybranych tekstów kultury. Twoja praca powinna liczyć co najmniej 250 wyrazów. Strony arkusza maturalnego (maj 2021) z tematem nr 2. Jako człowiek z natury bojaźliwy, postanowiłem podjąć się tematu numer dwa. Po pierwsze – nie musiałem pisać o lekturze obowiązkowej, jak „Lalka”, co minimalizowało ryzyko popełnienia błędu kardynalnego do zera. A na wiersz nawet nie spojrzałem, bo jak poezji nigdy nie rozumiałem, tak dalej nie rozumiem. Aby nie uprzedzać czytelnika do swojej pracy, zacytuję ją tu wprost. Pozwoliłem sobie jedynie poprawić błędy leksykalne i stylistyczne, ponieważ to nie one stanowiły przedmiot sporu pomiędzy mną a Okręgową Komisją Egzaminacyjną. Poza tą jedną zmianą, tekst przekazuję dokładnie tak, jak przekazałem go w ręce członka komisji, który pilnował mnie, gdy ową maturę pisałem. Zdjęcia mojej pracy załączam na końcu artykułu. Miasta, jakie znamy dzisiaj, narodziły się wraz z końcem XVIII wieku, gdy rozpoczęła się epoka maszyn parowych i pokrewnych im technologii. Wtedy zaczęły powstawać fabryki, rozwinął się transport, a życie w mieście stało się bardziej opłacalne od życia na prowincji. Utopia, jaką zrazu wydawało się miasto, została wkrótce zweryfikowana. Miasto nie jest środowiskiem przyjaznym człowiekowi, co więcej, jest mu jawnie wrogie. Postaram się powyższą tezę niżej uzasadnić. W mieście panują zasady doboru naturalnego – jego mieszkańcy kierują się wyłącznie własnym interesem i wzajemnie nienawidzą. W podanym fragmencie „Ziemi obiecanej”, wydanej w 1899 roku w Warszawie, Władysław Stanisław Reymont podejmuje się opisu, w którym przedstawia Łódź jako „miasto-bestię”. Miasto rozwija się niebezpiecznie szybko, żyje w ciągłym pędzie. Jest wyzwoleniem wszelkich „pożądań, głodu, nienawiści”, najbardziej zwierzęcych instynktów ludzkich. Panuje tam „nędza”, kapitaliści nie wzbraniają się przed wykorzystywaniem robotników „byle zdarzyć prędzej do milionów”, „po trupach fabryk i ludzi”. Bohaterowie powieści wierzą w mit „ziemi obiecanej”, nie wahając się nawet przed łamaniem dobra swoich bliskich. Jeden z nich sprzedaje swój rodzinny majątek, drugi zaś doprowadza firmę swego ojca do upadku. Temu, komu nie udaje się utrzymać na powierzchni, pozostaje samobójstwo. Tytuł powieści Reymonta jest zupełnie ironiczny. Ludzie nadają miastu wręcz transcendentną wartość, idą do niego „procesjami”, lecz jest to czysty fałsz, albowiem miasto „miażdży i przeżuwa”, a „techne” odbiera swoim użytkownikom jakiekolwiek poczucie sensu i wartości, przez co popadają w malignę i kosztem bliźnich starają utrzymać na powierzchni. Sądzę, że „Ziemia obiecana” nie byłaby całością bez kolejnej powieści Reymonta, „Chłopów”, za których otrzymał nagrodę Nobla. „Chłopi” i opisana w nich wieś są antytezą miasta „Ziemi obiecanej”. Nie ma tam ani fabryk, ani wyzysku – bohaterowie żyją w zgodzie z naturą, a życie jest „proste”. Poprzez „proste” nie rozumiem bynajmniej, że jest ono banalne. W przeciwieństwie do „Ziemi obiecanej”, tutaj człowiek styka się ze wszystkimi porządkami rzeczywistości. Życie codzienne nie wymaga manipulowania, ale za to stykamy się z cyklicznością świata, a co za tym idzie, również z jego sensownością. „Chłopi” reymontowscy podzieleni są na cztery tomy, odpowiadające czterem porom roku. Śledzimy zmiany zachodzące w przyrodzie powieści i doświadczamy, jak ściśle wpływają one na życie bohaterów. Funkcjonują tu porządki: natury, liturgiczno-obyczajowy oraz symboliczny, mityczny. Chłopi nie obchodzą nowego roku, gdyż kierują się innym modelem czasu – czasu cyklicznego, nawracającego, naturalnego. W okresie przesilenia zimowego obchodzą Boże Narodzenie. To pozwala im zetknąć się z mitem, prawdziwą wartością zespolenia z rzeczywistością. Kazimierz Wyka w tytule swojej pracy poświęconej Reymontowi nazwał to „Ucieczką do życia”. Życie w XIX wiecznej (czy XXI wiecznej) metropolii oderwane jest do tego, czym prawdziwe życie powinno być. Jedynym, co przypomina miastu o istnieniu natury jest śmierć, ale jego mieszkańcy nigdy nie zaznają szczęścia, wypływającego z prawdziwego, autentycznego życia w łączności z mitem i naturą. Warto zwrócić uwagę, że miasto wpędza w samotność i dlatego też nie można nazwać go przyjaznym. Nie bez przyczyny wraz z pojawieniem się miast w sztuce, pojawiła się również nuda, „ennui”. Główny bohater opowiadania Edgara Allana Poego pt. „Człowiek tłumu” spędza czas w kawiarni, przyglądając się tłumowi. Wydawać by się mogło, że wśród gwaru i zgiełku nie da się czuć samotnym, jest jednak odwrotnie. Główny bohater stara się zaspokoić swoją samotność i nudę, w którą popadł za sprawą choroby (poza figurą choroby romantycznej, jest to także celna uwaga, dotycząca szerzących się szczególnie w miastach plag). Miasto udowadnia, że budowane w nim relacje są rachityczne, są śledzeniem obcego człowieka przez ulicę, jak w opowiadaniu Poego. Przez to popada się w accedię i wspomnianą samotność. Miasto nie daje szczęścia, sensu, szczególnie zaś bliskości z drugim człowiekiem. Miasto nie gwarantuje szczęścia, a odbiera je. Człowiek miasta kieruje się własnym interesem, wedle hobbesowskiego „homo homini lupus”, a równocześnie nie mając kontaktu z głębszymi porządkami rzeczywistości, skazany jest na ennui i brak poczucia spełnienia. Trup To był mroźny, lipcowy wieczór. Siedziałem w jednej z praskich knajp, sącząc bursztynową ciecz, przytuloną do ścianek kryształowej szklanki. Za mną, na rozpadającej się scenie, śpiewała młoda kobieta w aksamitnej sukni. „Szkoda, że nie w gorsecie”, myślałem wolno acz dobitnie, przyglądając się jej spod wyjątkowo ciężkich powiek. „Takim jak u Boryny na weselu”. Głowa opadła mi na chwilę, lecz ocknąłem się, gdy prawie spadłem z barowego krzesełka. „Zaraz, zaraz, Weselu?”, poprawiłem się w siedzisku i w myślunku. „Wyspiański. Tak, uczyli nas. To było jeszcze przed maturą”. Pociągnąłem trochę whisky, próbując przypomnieć sobie, jak wyglądało życie, to dawne, jeszcze w czasach, gdy na horyzoncie majaczył określony cel, zwany przez wszystkich egzaminem dojrzałości, a który ja pieszczotliwie nazywałem maturą. Ze wspomnień wybiło mnie brzęczenie telefonu. Powiadomienie. Są wyniki. Wszedłem na stronę zalogowałem się… Cholera, znowu się zaczyna. Za powyższą rozprawkę otrzymałem 27 na 50 punktów. Gdybym napisał ją bezbłędnie, z całej matury otrzymałbym 86 zamiast ostatecznych 53 procent. Dlaczego straciłem punkty (pomijając błędy stylistyczno-leksykalne)? Jest to bardzo ciekawe pytanie, na które postanowiłem odnaleźć odpowiedź. Strona z wynikami nie podaje szczegółów. Jedyne, co wiedziałem, to to, ile punktów dostałem z każdej osobnej kategorii, pod względem których oceniana była moja praca. Szybko zorientowałem się, że straciłem punkty w kategoriach odpowiadających za sformułowanie stanowiska wobec problemu podanego w poleceniu (a więc sformułowanie tezy i zrozumienie problemu), za uzasadnienie stanowiska (czy argumenty są logiczne, czy odnoszę się do wszystkich elementów polecenia), poprawność rzeczową oraz za kompozycję. Czyli w zasadzie za wszystko. Kryteria oceny rozprawki Moim pierwszym podejrzanym był nie kto inny, jak czwarty akapit, poświęcony opowiadaniu Poego. Pamiętałem, że ani nie napisałem tam nic szczególnie odkrywczego, ani mój argument nie był do końca jasny (jaki jest np. związek nudy romantycznej do samotności?). Egzaminatora zdenerwować mogły też makaronizmy, które w wyniku stresu zapomniałem opatrzyć odpowiednim komentarzem i na szybko zapisałem jako swoiste „odnośniki”. Nie zwlekając długo, złożyłem podanie o wgląd do arkusza maturalnego. SMS-em otrzymałem termin i godzinę, o której powinienem stawić się w liceum Sowińskiego na Rogalińskiej. Wedle regulaminu we wglądzie uczestniczy maturzysta oraz pracownik Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Czasem pracownik jest zarazem ekspertem przedmiotowym i można konsultować z nim swój wynik. Dysponuję jedynie anegdotami dotyczącymi ekspertów przedmiotowych, ale w świetle tekstów, które niedługo czytelnikowi przedstawię, anegdoty te wydają mi się znamienne i świadczą o klimacie, jaki funkcjonuje w OKE. Od przyjaciół, którzy udawali się na wglądy do matur, wiem, że eksperci ci potrafią rozmawiać z maturzystą w sposób grubiański i stawiają sobie za święty cel obronę raz ustalonego wyniku. Tak o swoim wglądzie maturalnym pisze nasza absolwentka, a aktualnie studentka Wiedzy o teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim, Magdalena Ożarowska: W wielkim stresie przyszłam do kuratorium o wyznaczonej godzinie. Zaprosili mnie do sali, w której było wiele stolików, wiele uczennic i uczniów, i jakichś nauczycieli na konsultacjach, ogólny rozgardiasz. Wpierw sama przejrzałam arkusze, po czym zostałam zapytana czy chciałabym z kimś omówić pracę, bo jak tak – „to zadzwonią i zaraz zjedzie ktoś z góry”. I przyszła pani, kreatura CKE-owska, która próbowała mnie ośmieszyć i wmówić, że nie mam pojęcia, o czym mówię. Nieco mnie to straumatyzowało, poczułam się zaatakowana i stwierdziłam, że nie chcę z nią rozmawiać. Odeszłam z podkulonym ogonem, chciałam jeszcze omówić rozszerzenie (bo od tego był wtedy inny nauczyciel), ale czułam się tak okropnie, że poszłam do domu. Magda dodaje na koniec: Nie pamiętam szczegółów tej rozmowy, bo ją z siebie wyparłam. Z takim nastawieniem pojechałem na Rogalińską, niemniej – na moje szczęście – ze względów sanitarnych w tym roku żadne konsultacje się nie odbywały. Zdających dopuszczono tylko do robienia zdjęć. Wykonałem je i uciekłem, gubiąc po drodze paczkę indonezyjskich cygaretek. Może to i dobrze. W tych czasach oddechy należało oszczędzać – nigdy nie było wiadomo, który będzie tym ostatnim. Moje płuca i tak zapełniły się dymem po brzegi, choć był to dym tego słabszego gatunku. Pochłaniało mnie brudne, morowe powietrze. Kontur Sowińskiego ginął, aż w końcu przepadł całkowicie, pozostawiając zaledwie cień. Post mortem Swoją rozprawkę skonsultowałem z naszym szkolnym polonistą. Stwierdził, że przyczyna zgonu nie jest jasna, tzn. nie zna przyczyny, przez którą mogłem otrzymać taką a nie inną punktację. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Podzieliłem się z nim swoim podejrzeniem, że może chodzić o akapit „Człowieka tłumu”, jednak pan Krzysztof odrzucił to. Zasugerował, że prawdopodobnie problemem okazała się moja analiza „Ziemi obiecanej”. W swoim tekście analizowałem fragment z perspektywy całości utworu (wspomniałem wszak np. o losach niektórych bohaterów), a ten konkretny fragment – wyrwany z kontekstu – nie jest wcale jednoznacznie piętnujący miasto. „Przebija z niego naturalistyczna fascynacja przedmiotem”, mówił, „ale absurdem byłoby ucinać ci punkty za to, że wiesz więcej, niż jest podane”. Kolejnym krokiem po wglądzie do matury było złożenie podania o weryfikację sumy punktów. Słowem, o ponowne sprawdzenie matury. We wniosku wpisuje się numery zadań, które uważa się za kontrowersyjne, a następnie uzasadnia, dlaczego zostały wykonane dobrze. Tylko wskazane zadania są podczas weryfikacji sprawdzane, nie musiałem się więc bać, że nie zdam z powodu nagle gdzieś odkrytego błędu kardynalnego. Odwoływałem się również od kilku zadań z części zamkniętej (nie udało się) oraz od matury z filozofii (wyjątkowo się udało), ale dla jasności wywodu zamieszczam tutaj tylko fragment wniosku poświęcony rozprawce na podstawie Reymonta. Zad. 13. – nie rozumiem, z jakiej przyczyny odjęto mi punkty w kategoriach A, B, C oraz D, ponieważ dokonałem analizy tekstu, o czym świadczą zamieszczone cytaty, a ponadto odwołałem się do całości utworu i do dwóch innych tekstów kultury. Fragment mojego wniosku o weryfikację sumy punktów Pierwszy dowód Ze słodkiego snu, w którym pasłem owce na polskiej prowincji, wyrwał mnie dzwonek. Skoczyłem, zrzucając przypadkiem zapchaną popielnicę ze stołu i podniosłem słuchawkę. – Halo? – zapytałem, ochrypłym głosem. – Dzień dobry, tu… – nigdy nie miałem pamięci do nazwisk. W tamtej zresztą chwili, tuż po przebudzeniu i podczas zabawy parcianym kablem od słuchawki, zapamiętanie czegokolwiek było szczególnie trudne – …z Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Warszawie. Dzwonię w sprawie pana egzaminu dojrzałości. W wyniku weryfikacji zaakceptowano pana uwagi dotyczące egzaminu z filozofii, ma pan więc do odebrania nowe świadectwo, lecz jeśli chodzi o język polski, tutaj pana wynik się nie zmienił. Zapraszam do odbioru świadectwa i uzasadnienia weryfikacji sumy punktów do godziny 16:00. – Oczywiście, dziękuję. Opadająca słuchawka brzęknęła cicho, jakby z pewnym bólem. Pojechałem do biura OKE, mieszczącego się przy placu Europejskim 3. Wola, moja znienawidzona dzielnica. Wielkie, szklane biurowce. Pomiędzy nimi niski, czteropiętrowy budynek. Wnętrze – dziwaczne. Ogromna przestrzeń, pojedynczy sklep z mydłem i powidłem. Stary portier – zupełnie jak ten na poczcie głównej – nie odpowiedział na moje dzień dobry. Wszedłem schodami na odpowiednie piętro i zadzwoniłem elektrycznym dzwonkiem. Wkrótce otworzono mi drzwi. Znalazłem się w typowej, niedofinansowanej przez państwo przestrzeni biurowej. Wyjaśniłem, o co chodzi, podano mi numer gabinetu, do którego powinienem się udać, poszedłem pod wskazany pokój. Zaproszono mnie do środka. Wymieniłem swoje stare świadectwo na nowe, w teczce zaś otrzymałem uzasadnienie weryfikacji, czyli to, co napisał egzaminator, który sprawdził zgłoszone przeze mnie zadania. Opadłem na krzesło, jakie znajdowało się pod drzwiami Okręgowej Komisji. Wypakowałem świadectwo, upewniłem się, czy wszystko się zgadza, po czym zabrałem się do czytania uzasadnienia. Strona uzasadnienia ze szczegółowym wyjaśnieniem weryfikacji sumy punktów Uznano, że stanowisko jest częściowo adekwatne do problemu podanego w poleceniu, ponieważ jest „częściowo udaną próbą rozwiązania problemu”, gdyż temat wymagał odwołania się do tekstów kultury, w których bohaterem albo przestrzenią działań postaci będzie miasto. Wybór „Chłopów” Reymonta jest nietrafny, co może świadczyć o niepełnym zrozumieniu problemu. Akcja tej powieści dzieje się we wsi Lipce i tam toczy się całe życie wszystkich bohaterów. Jeśli zdający nie zrealizował wszystkich elementów polecenia z tematu wypracowania, w tym przypadku – odwołał się trafnie i funkcjonalnie tylko do jednego tekstu kultury (liczba mnoga w temacie nakazuje, aby to były co najmniej dwa teksty) oraz do podanego fragmentu, można przyznać wyłącznie 8 punktów, oceniając takie uzasadnienie jako „wąskie”. Przywołanie powieści Reymonta może być ewentualnie potraktowane jako kontekst do analizy i interpretacji fragmentu „Ziemi obiecanej”, w celu poszerzenia rozważań. Ale nie może być uznane za odniesienie do drugiego tekstu kultury, ponieważ powieść nie dotyczy miasta. Potwierdzeniem powyższych uzasadnień dotyczących kategorii A i B (oraz konsekwencją punktacji w tych obszarach) jest potraktowanie przywołania „Chłopów” jako błędu rzeczowego, polegającego na nieznajomości miejsca akcji powieści. Wąskie ujęcie tematu wskazuje na niefunkcjonalność akapitu poświęconego „Chłopom” Reymonta oraz brak logicznego powiązania tej części pracy z tematem. Oceny kompozycji dokonuje się w powiązaniu z przytoczonymi argumentami, które muszą być funkcjonalne wobec tematu i problemu. Jeśli w kategorii B są braki w spostrzeżeniach „niezbędnych dla jasnego przedstawienia stanowiska i uzasadniających je argumentów”, a wybranie lektury opisującej wieś za taki brak należy uznać, można przyznać co najwyżej 3 punkty i tak się stało. Sięgnąłem odruchowo do kieszeni prochowca, ale przypomniało mi się, że rewolwer zostawiłem w domu. Wyciągnąłem więc komórkę i zadzwoniłem do pana Krzysztofa. Nie podnosił. „Pewnie wyjechał na urlop”, pomyślałem. „Sam bym wyjechał, gdybym musiał kroić takiego trupa”. Wiwisekcja Że powyższe uzasadnienie jest bezsensowne nie muszę czytelnikowi, który zapoznał się z tematem rozprawki i moją jego realizacją, tłumaczyć. Zrobię to jednak – trochę dla zasady, trochę dla przyjemności, a trochę, żeby jednoznacznie udowodnić, że pracownik OKE, który weryfikował wynik mojej matury, nie powinien wykonywać swojego zawodu. W najbardziej podstawowej kategorii A, odpowiadającej za sformułowanie stanowiska, argumentem przeciwko mojej pracy było to, że temat wymagał „odwołania się do tekstów kultury, w których bohaterem albo przestrzenią działań postaci będzie miasto”. Nie jest to prawda. Przypomnę treść maturalnego polecenia: Temat 2. Miasto – przestrzeń przyjazna czy wroga człowiekowi? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do fragmentu Ziemi obiecanej Władysława Stanisława Reymonta oraz do wybranych tekstów kultury. Twoja praca powinna liczyć co najmniej 250 wyrazów. Temat wymaga określenia czy miasto jest przestrzenią przyjazną czy wrogą człowiekowi. Czy na to pytanie nie można odpowiadać z perspektywy przestrzeni niemiejskich? Sądzę, że można, na zasadzie fotograficznego negatywu. Opisując zalety wypływające z życia poza cywilizacją, wytykam wszystko to, czego brakuje miastu. Przeciwstawienie miasta innym przestrzeniom jest z resztą konieczne dla samego istnienia miasta i dla właściwego jego opisania. Gdyby istniały tylko pierogi ruskie, nie bylibyśmy w stanie sprecyzować naszego do nich stosunku, albowiem istniałyby tylko pierogi o jednym farszu. Mówilibyśmy wówczas, że np. nie lubimy pierogów jako takich. Dopiero istnienie pierogów o innej zawartości umożliwia nam zabranie stanowiska. Pierogi ruskie można lubić albo nie lubić, ponieważ są pierogi z mięsem, serem, kapustą, a nawet – niech je rejment diabłów porwie – z truskawkami. Przenosząc to na grunt dyskusji – gdyby nie istniała np. wieś, nie można byłoby się w żaden sposób do miasta ustosunkować. Mówilibyśmy po prostu o przestrzeniach. Pomiędzy przestrzeniami ludzkimi a miastami stałby znak równości. Zatem, czy opisując rzeczywistość „Chłopów”, którzy rozgrywają się poza miastem, nie stwierdzam zarazem, że wszystko to, co znajduje się w „Chłopach” jest niedostępne mieszkańcom miasta i przez to ci „nigdy nie zaznają szczęścia”? Szczególnie naturalne jest odwoływanie się do wsi z tego względu, że „Chłopi” wyszli spod pióra autora „Ziemi obiecanej” i powstali w XIX wieku, kiedy poza wsią i miastem nie istniały praktycznie żadne inne przestrzenie ludzkie. Może za wyjątkiem pokładu Nautilusa. Nie muszę chyba dodawać, że w treści zadania mowa jest o „wybranych tekstach kultury”. Nie zaś o „tekstach, w których bohaterem albo przestrzenią działań postaci będzie miasto”. Z kolei zarzut, że popełniłem błąd rzeczowy, rzekomo nie znając miejsca akcji powieści, jest szczególnie cyniczny, gdy weźmie się pod uwagę zdanie z rozprawki: „«Chłopi» i opisana w nich wieś”. Oskarżono mnie o popełnienie błędu rzeczowego wyłącznie na tej podstawie, że w ogóle wspomniałem o „Chłopach”, bo z treści jasno przecież wynika, że nie uważam, że ci rozgrywają się w mieście. A gdyby przyjrzeć się sprawie już naprawdę ściśle, Reymont w „Chłopach” nie nobilitował życia chłopskiego, ponieważ już w jego epoce to życie zanikało. Lipce to przestrzeń przedcywilizacyjna, niemal starożytna. W swojej rozprawce z premedytacją nie używam słowa wieś. Używam go tylko raz, gdy Lipce zestawiam z Łodzią. Stosuję takie wyrażenia jak rzeczywistość, życie czy tutaj. Ale to już zbyt koronkowa argumentacja. Podsumowując, zostałem niesłusznie oskarżony o zbrodnię, której nie popełniłem. Dowód drugi Wszystkie powyższe zarzuty ująłem w swoim kolejnym wniosku, który skonsultowałem z panem Krzysztofem. Teraz przysługiwało mi odwołanie do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego, gdzie moją pracę miało czytać dwóch arbitrów, wpisanych na listę prowadzoną przez Ministra Edukacji Narodowej. To najwyższa instancja – po niej nie przysługuje mi już pozew sądowy. Wniosek składa się do Kolegium pośrednio, poprzez dyrektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Dyrektor OKE niejako opiniuje odwołanie maturzysty. Jeśli zgodzi się z odwołaniem, punkty zostają przyznane z miejsca. Jeśli z kolei zgodzi się z odwołaniem częściowo lub w ogóle się z nim nie zgodzi, wniosek zostaje przekazany do Kolegium Arbitrażu razem z jego opinią. Arbitrzy poza maturą otrzymują całość poprzedniej „korespondencji” – odwołanie absolwenta, rozstrzygnięcie weryfikacji sumy punktów oraz opinię dyrektora OKE właśnie. Mniej więcej tydzień po złożeniu wniosku do kolegium, usłyszałem pukanie do drzwi. Wyjrzałem przez judasza – zobaczyłem młodego mężczyznę w czarnym płaszczu i fedorze. W żółtych zębach zagryzał okurek cygara, którego rozgrzana do czerwoności końcówka odbijała się w lufie trzymanego przez niego Thompsona. Nie byłem głupi. Domyśliłem się, że to ktoś z OKE. Rozstrzygnięcie dyrektor OKE dot. odwołania od wyniku weryfikacji sumy punktów Opinia dyrektor OKE okazała się jeszcze bardziej niezręczna od wyniku weryfikacji sumy punktów. […] Nie uwzględniłam odwołania w zakresie zadania 13, kryteriów: A, B, C, zdającego jest „częściowo adekwatne do problemu podanego w poleceniu” i należy uznać, że stanowi „częściowo udaną próbę rozwiązania problemu” ze względu na niepełne zrozumienie problemu. Świadczy o nim argumentacja zdającego zawarta w odwołaniu od weryfikacji sumy punktów: „Temat nie wymagał odwołania się do tekstów kultury, w których bohaterem albo przestrzenią działań będzie miasto. Wymagał odpowiedzi na pytanie, jaką przestrzenią dla człowieka jest miasto”. Pragnę zatem zwrócić uwagę, że pani dyrektor zamiast powoływać się na moją rozprawkę maturalną, powołuje się na mój wniosek. W dodatku nie podpiera tego cytatu żadnym argumentem. Czy w kompetencji mojej i arbitrów leży domyślenie się, co nie pasuje pani dyrektor w zacytowanym przez nią zdaniu mojego odwołania? W zdaniu tym nie zrobiłem z resztą wiele ponad sparafrazowanie tematu rozprawki. Zamiast napisać: miasto – przestrzeń przyjazna czy wroga człowiekowi, ująłem to jako jaką przestrzenią dla człowieka jest miasto. Ponieważ w tej części pracy, która poświęcona jest powieści „Chłopi”, nie ma odpowiedzi na pytanie sformułowane w temacie, należy przyjąć, że uzasadnienie stanowiska w tym zakresie nie jest trafne. Nie udało też się dowieść w wypracowaniu, że Lipce stanowią antytezę miasta z „Ziemi obiecanej”. Z tego względu nie można uznać, że zdający zrealizował wszystkie elementy polecenia. Pytanie sformułowane w temacie: miasto – przestrzeń przyjazna czy wroga człowiekowi? Mój akapit poświęcony „Chłopom”: Jedynym, co przypomina miastu o istnieniu natury jest śmierć, ale jego mieszkańcy nigdy nie zaznają szczęścia, wypływającego z prawdziwego, autentycznego życia w łączności z mitem i naturą. Zarazem jest to także dowód na to, że Lipce są antytezą XIX-wiecznej Łodzi. Tu jest łączność z mitem i naturą, tam tego nie ma. Tu jest szczęście, tam nie. Popełniony błąd rzeczowy świadczy o nieznajomości miejsca ukazanego w powieści i jego specyfiki – w przyrodzie ukazanej w powieści nie funkcjonuje porządek liturgiczno-obyczajowy. Proszę zwrócić uwagę, jak zarzuty względem mnie ewoluują. Pierwotnie – w uzasadnieniu weryfikacji – zarzucano mi, że rzekomo popełniony przeze mnie błąd rzeczowy polega na stwierdzeniu, że Chłopi rozgrywają się w mieście. Teraz już chodzi o coś zupełnie innego. Czy mój błąd jest na tyle złożony, że można na jego temat napisać aż dwie, zupełnie różne i poniekąd sprzeczne interpretacje? Czy popełniłem dwa błędy? Czy pierwszy egzaminator się pomylił i pani dyrektor prostuje to, co ten naprawdę chciał powiedzieć? A może pracownikom Okręgowej Komisji po prostu wydaje się, że coś w mojej pracy musi być nie tak, ale nie za bardzo potrafią dojść do tego, co to dokładnie jest? Warto przy tej okazji zwrócić uwagę, że ze strony pani dyrektor Frenkiel powyższy zarzut to zwykła potwarz – nie napisałem, że w przyrodzie powieści funkcjonuje jakikolwiek porządek. Napisałem: „Chłopi” reymontowscy podzieleni są na cztery tomy, odpowiadające czterem porom roku. Śledzimy zmiany zachodzące w przyrodzie powieści i doświadczamy, jak ściśle wpływają one na życie bohaterów. Funkcjonują tu porządki: natury, liturgiczno-obyczajowy oraz symboliczny, mityczny. „Tu” odnosi się do powieści, do „Chłopów”. Gdybym chciał pisać o przyrodzie, napisałbym „niej”. Zostaje to dodatkowo potwierdzone w dalszej części tekstu, gdzie tłumaczę, jak rozumiem współwystępowanie tych porządków, wspominając o obchodzeniu świąt Bożego Narodzenia w okresie przesilenia zimowego. Biorę również pod uwagę, że pani dyrektor nie zna „Reymonta, czyli ucieczki do życia” Kazimierza Wyki – książki, o której wspomniałem w swojej rozprawce, a z której czerpałem swoją wiedzę co do porządków w „Chłopach” Reymonta. Ale wolę myśleć, że jest inaczej. Do wiadomości:Pani/Pan …Igor Tuleya……… (imię i nazwisko zdającego) Właściwie w tym miejscu można byłoby ten esej zakończyć. Pomylono mnie z moim własnym ojcem. Nie mam zamiaru siać politycznej paranoi – jestem człowiekiem głęboko wierzącym w ludzką przyzwoitość. Prawdopodobnie pani dyrektor lub komuś, kto jej ten dokument redagował, pomyliły się imiona. Nasłuchano się zbitki „Igor Tuleya” w mediach i tak po prostu wyszło. Egzaminatorzy, którzy sprawdzają wątpliwe zadania na etapie weryfikacji i Arbitrzy z Kolegium Egzaminacyjnego nie znają nazwiska maturzysty – widzą tylko ciąg cyfr, pod którymi zakodowany jest prawdziwy człowiek. Z dyrektorem Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej jest inaczej – on (lub ona) zna zgłaszającego z imienia i nazwiska, a jego opinia, pisana ze świadomością, kim jest maturzysta, trafia dalej do Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego. Kolegium nie musi się z dyrektorem OKE zgodzić – taka jest jego rola. Otrzymuje jednak opinię, która może być uprzedzona względem zdającego i może spowodować, że kolegium spojrzy na daną maturę a priori negatywnie. Mój przypadek – głęboko w to wierzę – jest przypadkiem. Jest jednak wiele innych osób, których matury mogą zostać ocenione w sposób nieobiektywny. Jeśli jest cokolwiek, co MEN powinien zreformować, to właśnie ta procedura. Wskazanie i śmierć winowajcy Kawalerka. Leżę na podłodze, zdjęty letargiem. Mam na sobie przepocone ubrania, cuchnę jak chłop po dniu pracy w polu. Coś słyszę. Jestem zbyt słaby, zbyt zmęczony, żeby obrócić głowę. „To pukanie”, wpada mi do głowy. Rzeczywiście, mętne dźwięki układają się jakby w walenie do drzwi. W końcu coś głośniejszego, coś trzaska, coś upada. Ja wciąż leżę. Rozwieram powieki – przede mną kolumnada nóg. Ktoś obraca mnie na wznak. Banda dryblasów, wszyscy na czarno. Jednego poznałem, to ten sam, który przyniósł mi któreś rozstrzygnięcie. – Ty, on jest przytomny? – zapytał ten, którego już rozpoznałem. – Nieważne, gadaj. – Dobra. Panie Tuleya. Przychodzimy z Kolegium. Objął mnie gwałtowny dreszcz, nie byłem jednak w stanie nic z siebie wydusić. – Podjęliśmy rozstrzygnięcie w sprawie pana odwołania. – Tutaj mężczyzna wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza małe lorgnon i zaczął przez nie czytać wyciągniętą z innej kieszeni karteczkę. – Równocześnie informuję pana, iż zgodnie z art. 44zzz ust. 18 ustawy z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty rozstrzygnięcie Kolegium Arbitrażu Egzaminacyjnego jest ostateczne i nie służy na nie skarga do sądu administracyjnego. Stęknąłem w ramach odpowiedzi. Mężczyźni spojrzeli po sobie, spojrzeli znów na mnie, aż w końcu wzięli mnie pod ramiona i posadzili na krześle. Pod nos wcisnęli mi plik kartek. Zobaczyli, że nie kwapię się do czytania, wepchnęli mi więc do ust goździkową i dziwnie znajomą cygaretkę, po czym zapalili ją moją własną, stołową zapalniczką. Rozstrzygnięcie powtarzało te same banały, co wszystkie poprzednie dokumenty, jakie dostałem od OKE. Żadnych konkretów, jedynie mętne ogólniki, że „Chłopi” po prostu nie mogą być i tyle. Pojawiło się jednak coś nowego pod kryterium poświęconym poprawności rzeczowej – kolejna ewolucja. Coś, co stanowiło zupełnie nowy błąd. Coś, co mogło być równie dobrze zupełnie nową interpretacją raz napisanego przeze mnie błędu. Coś, co sprawiło, że spod mojego chorobliwego otępienia wezbrała pożoga rozbawienia. Obraz życia chłopów został uproszczony, wyidealizowany, a przez to nieprawdziwy. Zdający twierdzi, że w świecie mieszkańców Lipiec nie spotykamy się z wyzyskiem, manipulacją. Wnioski takie nie znajdują odzwierciedlenia w powieści, ponieważ Reymont opisuje również ciemne strony życia chłopów (np. trudny los starych gospodarzy na „wycugu”, sytuację parobków, walkę o schowane oszczędności Boryny). Już te błędy uzasadniają ocenę tego kryterium na 2 punkty. Rzuciłem się na proste nogi. Rechocząc i plując na zmianę, skakałem po całym mieszkaniu, po meblach, po ramionach członków Kolegium, nawet po karniszach. – CIEMNE STRONY ŻYCIA CHŁOPÓW – krzyczałem, szarpiąc moich wizytatorów za klapy płaszcza. – CHŁOPAKI, CIEMNE STRONY ŻYCIA CHŁOPÓW! BORYNAAA! Szalałem, jakby wstąpił we mnie diabeł. CKE w końcu mnie miało. Znaleźli. Znaleźli prawie sensowny argument. Prawie – dlatego że pisząc o manipulowaniu, chodziło mi o poziom skomplikowania stosunków społecznych (nie da się ukryć, że zło w „Chłopach” jest złem naturalnym, mało u Boryny perwersji godnej bohaterów Ziemi obiecanej). Ale mieli mnie. Tak, przez ten cały czas to byłem ja. Ja popełniłem zbrodnię. Ja byłem winien. – Co on odwala? – zapytał jeden z osiłków. – Przecież on nie powinien się cieszyć, właśnie stracił 33 procent z matury – odparł ten od lorgnon. – Panie Tuleya, niech pan stąd zejdzie! Niech pan się chociaż rozpłacze! Ostrzegam pana! – Niczego nie żałuję! – syknąłem szatańsko, zahaczywszy się palcami u stóp o krawędź telewizora. – Niemożliwe! – powiedział jedyny, który miał wąsy – przecież nasze rozstrzygnięcie miało zrujnować pana życie! – Napisałem rozszerzenie na 90% i dostałem się na MISH! W dupę sobie wsadźcie to wasze rozstrzygnięcie! – Paweł, strzelaj! Ostatnie, co usłyszałem, to metaliczne szczęknięcie i dźwięk mojego rozrywanego przez pociski ciała. Portret Władysława St. Reymonta, Iwo Tuleya (2021) Ogromnie dziękuję Magdzie Ożarowskiej za podzielenie się swoją historią i wsparcie. Zdjęcia rękopisu mojej matury:

miasto przestrzeń przyjazne czy wrogie człowiekowi rozprawka